Ubogość teatru współczesnego przestała już zastanawiać widza. Przyjmuje to jako normę, narzuconą przez mody, trendy, a przede wszystkim chyba, przez warunki finansowe teatrów. Krzesło, wieszak, stół, metalowe łóżko, lustro, kilka rekwizytów - to jest przestrzeń, w jakiej przyszło się poruszać artystom. Jedni czynią to z upodobaniem, inni podążając za instynktem przetrwania. A widz? Po cichutku, tęskni za magią...
A kiedy magia i feeria barw pojawia się na scenie - jesteśmy oniemiali. "Baron Cygański" Opery Śląskiej dał nam ten moment zaczarowania teatralnością. Johann Strauss nie nas pierwszych uwiódł swoją muzyką.
Piękny kostium, imponujące sceny zbiorowe, bardzo dobry balet - to wszystko przeniosło publiczność w świat, który współcześnie tak niezmiernie rzadko jeszcze możemy podziwiać - w świat magii operetki wiedeńskiej. A ona, jak wiemy, scenicznego ubóstwa nie toleruje. Musi mieć oprawę godną cygańskiej księżniczki, lub przynajmniej jakiejś hrabiny Maricy.
Dlatego chyba "Baron Cygański" tak uwiódł krośnieńska publiczność, że nagrodziła spektakl owacją na stojąco. Mieliśmy przecież na wyciągnięcie ręki czary i skarby, których - poza operetką - tak bardzo brak i w teatrze, i poza nim.