Wystawę malarstwa wybitnego artysty Stanisława Chomiczewskiego otwarto w Saloniku Artystycznym Krośnieńskiej Biblioteki Publicznej 12 stycznia 2011 r. Ponad 30 obrazów, głównie pełnych uroku pejzaży obrazujących wszystkie pory roku można oglądać do 4 lutego.
- Inaugurujemy kolejny rok pracy naszej galerii w Saloniku, i mamy zaszczyt gościć twórcę wyjątkowego – wyraziła satysfakcję otwierając wystawę Teresa Leśniak, dyrektor Biblioteki.
Bez wątpienia Chomiczewski jest artystą wyjątkowym, uznawanym za mistrza w malowaniu koni i pejzażu, ale równie ważne są portrety jego pędzla, także subtelnie świetliste pastele.
Podczas wernisażu artysta mówił – a jest on również wspaniałym gawędziarzem w najlepszym, klastycznym tego słowa znaczeniu – o przemijaniu, o skutkach czasu utraconego, co nie musi oznaczać czasu straconego. - Chomiczewski, człowiek w sile wieku, swój czas dotąd wykorzystał mądrze i pięknie, jego dzieła pozostaną – powiedziała jedna z miłośniczek jego talentu.
O gościu mówił także jego przyjaciel ze studiów na karkowskiej ASP znakomity rzeźbiarz z Krosna Maciej Syrek. Odczytany został wiersz niżej podpisanego, dedykowany Syrkowi, którego główny motyw dotyka niemal metafizycznego wydarzenia: otóż w domu Chomiczewskiego w Beskidzie Sądeckim zaistniało pianino, na którym prywatne lekcje muzyki pobierał wyjątkowy bard i poeta Leszek Długosz (uświetniał przez dekady Piwnicę pod Baranami, wraz z m.in. Ewą Demarczyk). Długosz goszcząc u Chomiczewskiego rozpoznał właściwie po dźwiękach owo pianino, i wszystkim udzieliło się piękne wzruszenie.
- Oto co znaczy czas miniony, wspomnień; to już legendy! – wyznał wzruszony Maciej Syrek. Właśnie ta i podobne legendy oplatają żywoty ważnych i wyjątkowych artystów, Chomiczewski, Syrek i Długosz w tym przypadku są tego znakomitym przykładem.
Lecz to anegdoty, zatem in medias res: wystawa obrazów Chomiczewskiego zgromadziła na wernisażu dziesiątki osób, w tym kolekcjonerów dzieł sztuki. Wybór obrazu „dla siebie” okazał się bardzo trudny – tu nie było obrazu, w którego wartość ktokolwiek by wątpił. Artysta ten wystawia i oferuje miłośnikom malarstwa jedynie prace najlepsze, w pełni godne miana dzieł sztuki. Pozostały czynnik wyboru to już kwestia gustu odbiorcy.
W katalogu wystawowym padły nazwiska mistrzów, do których malarstwo Chomiczewskiego może być, i bywa, porównywane: Stanisławski, Chełmoński, Kossakowie, Fałat, Ruszczyc, St. Witkiewicz - by wymienić tylko tzw. polską szkołę pejzażu sprzed wieku – ale to nie wszyscy mistrzowie, znajdziemy ich więcej. Ważną jest uwaga, że Stanisław Chomiczewski do owych mistrzów, jak i swych profesorów, przyznaje się i wyraża im wdzięczność, ale w istocie on jest już jednym z nich! Czytamy zatem:
- krytycy (…) mają rację, że czerpie on z tradycji postimpresjonistów, z malarstwa modernistycznego (i wspomnianych wyżej wybitnych malarzy)… Z tym, że on znalazł przy nich własną, pełną osobliwej urody i ekspresji drogę. Chomiczewski teraz stanął przy nich. Pięknie wśród Mistrzów.
Jak nie sposób „opowiedzieć” utwór poetycki, a już chyba niemożliwe „opowiedzieć” symfonię („choćby” kaprys – termin ten urzeka Chomiczewskiego w kontekście malarstwa…), tak nie jest ani możliwe, ani nawet właściwe! „opowiadanie” obrazów, zwłaszcza takich artystów jak Chomiczewski. Jest w nich bowiem coś więcej niż świat przedstawiony w kolorze (a on jest także kolorystą!). Jest nastrój, który wnosi liryka; jest i muzyka, którą wyzwala choćby dynamizm obrazu (np. rytm tabunu koni?), czy nostalgiczna cisza (jej dźwięk – jednak!) we mgle pośród jesiennych wzgórz; to krzepiąca cisza w zaróżowionym lub surowo błękitnym śniegu porannym, lub wydobywająca się z dzwonienia lodowatych kryształków przy zachodzącym słońcu.
Czemu o malarstwie Stanisława Chomiczewskiego piszę z zachwytem? Bo ono takie jest! - zachwyca. Mnie również. Może szczególnie…
Jan Tulik
W bieli, w zieleni, na koniu - ku gwiazdom
Co to za uczeń, który nie przewyższa swego mistrza – retorycznie pytamy, doskonale wiedząc, kim są jego mistrzowie. Są Mistrzami przez wielkie M. Stanisław Chomiczewski w swych dziełach niemal bawi się paletą Kossaków, Stanisławskiego, Chełmońskiego – choć nie uwiecznia swoich emocji i zauroczenia pejzażem w sposób realistyczny; on uwzględniając w krajobrazie drzewo, widzi je jak impresjoniści; niekiedy jego drzewa mają własną rzeźbę, to wysłużone i pokręcone zmęczeniem drzewa podobne jabłoniom Ruszczyca. Konie tego artysty – a słusznie uważany jest on za mistrza w malowaniu koni – bywają dosłownie portretami tych pięknych i szlachetnych zwierząt, ale zyskują pod pędzlem przekonujący dynamizm, zwłaszcza w impresyjnej (może postimpresjonistycznej?) palecie. Gdy spojrzeć na ogrom i olimpijską dostojność Tatr, spostrzega się i te Tatry, które już stają się syntezą groźnych gór Stanisława Witkiewicza. Stanisław Chomiczewski jest także na swój własny sposób kolorystą, nawet jego niemal monochromatyczne obrazy także do takiej klasy można, i pewnie trzeba, zaliczyć.
Zatem to artysta, który zaczerpnął z wielu źródeł czystą i ożywczą wodę życia sztuki. Artysta, który ważne i piękne wzory wykorzystuje (może one w nim tkwią od zawsze?!), by jak po stopniach wspiąć się na jeszcze wyższą skałę. Na przykład w jego pejzażach zimowych widzimy nieograniczoną niemal paletę bieli – śnieg („chemicznie” bezbarwny) pod wpływem postrzeganego światła i światłocieni może mieć róż mroźnego poranka czy zachodu słońca, może nieść spokój błękitów i szarości na ponowie, albo i blade odsłony turkusów, przejęte od barw w lustrach nieboskłonu. Lecz ta obszerna gama przypisana bieli nie buduje obrazów Chomiczewskiego w całości, jak widzimy to głównie w twórczości Mistrza Fałata. Chomiczewski dodaje owo „swoje” – własne widzenie bieli okrywającej pejzaż. On jakby dodatkowo graduje sfery cieni – to właśnie cienie kształtują przestrzeń powleczoną – nie wyłącznie bielą - śnieżnej zimy.
Patrzę na te obrazy spoza zasłony liryki. Rasowy krytyk sztuki niechaj idzie udeptanymi szlakami scholarskimi, ze swymi kanonami odczytywania malarstwa. Oglądam wspaniałości pejzażu, a światło i cienie budują przestrzeń tak wyrazistą, że do płuc napływa struga powietrza – lekkiego od soczystej zieleni, to ciepłego, lecz równie ożywczego, z lekko przymglonego nad horyzontem późnego lata, to jesieni. Fenomen komponowania pejzażu przez Chomiczewskiego polega może głównie na nakładaniu doznań jakby piętrowo: mało artyście tego, co oferuje nam światło, on dokłada do niego stosowną porcję temperatury tego światła. On nie zadowala się odcieniami bieli czy zieleni – on dopasowuje do tego jakby skutki oddziaływania tych barw: drapuje stosowne kształty drzew czy roślin, dostrzegalnej głębi pod lustrem wody i gęstości powietrza na niebie; lub na horyzoncie, którego prawie nie ma, jak to niekiedy bywa w pejzażach Turnera.
Twórczość tego malarza ma pośród ogromnej – pewnie niemierzalnej – liczby walorów także ten, że jest niezmiernie inspirująca. Ktoś, kto ceni naturę – czyli nie oślepił go jeszcze „geniusz” cywilizacji – odkrywa w sztuce Chomiczewskiego aurę pozwalającą na kontemplację, na rozrachunek z samym sobą i ze światem, z Wszechświatem. Czy to nadinterpretacja? Skoro utwierdzam się coraz bardziej w przekonaniu, że malarstwo Chomiczewskiego jest wysoce humanitarne: pełne liryzmu, bez którego człowiek staje się drewnianą figurą, pełne sugestywnych znaków sprawiających, że pytamy: kim jestem, dlaczego tu, skąd? Owe niemal ontologiczne odniesienia są dla nas ważne i są nam zarazem przyjazne.
Amerykański poeta Jeffers uważał Naturę za Boga. Nie ma w tym bluźnierstwa – Natura jest wszak czyimś dziełem… A czyż najważniejsze i pełne literackiej urody Księgi nie niosą porównań zaczerpniętych głównie z przyrody? Jest tam ziarno gorczycy, cedry Libanu, gaje oliwne, i roje gwiazd, które modlą się w granatowej ciszy o słońce przed swoim wygasaniem. Otóż tak – malarstwo Chomiczewskiego jest apoteozą przyrody; jest składanym jej nieustannym hołdem. To malarstwo mistyczne. W tym miejscu nawet lekko niestosowne jest dodawać, że to malarstwo warsztatowo bliskie doskonałości, jeśli doskonałość jest tęsknotą do ideału.
Tak, mają rację krytycy sztuki (w tym Jerzy Madeyski, świetnie w swej trafności wskazujący na artystyczne parantele Chomiczewskiego): tak, Stanisław Chomiczewski jest równy wspomnianym na początku Mistrzom: Kossakom, Stanisławskiemu, Chełmońskiemu;
Jan Tulik