Spotkanie z Olgą Lalić-Krowicką odbyło się 24 lutego br. w Saloniku Artystycznym Krośnieńskiej Biblioteki Publicznej. Poetka, autorka utworów dramatycznych i tłumaczka, autorka kilku zbiorów wierszy, opowiedziała czytelnikom o swojej drodze do Polski, następnie zaprezentowała swoje utwory.
- Mieszkaliśmy w miejscowości, przez którą przebiegała linia frontu, musieliśmy uciekać, samochód ojca akurat się zepsuł, jechaliśmy na traktorze w czterdziestostopniowym upale, po drodze umierali ludzie i grzebano ich w przydrożnych rowach, rodziny kładły na tych grobach wybrane, możliwe do zapamiętania charakterystyczne kamienie, z jakąś nadzieją, że gdy powróci pokój, te ciała będą ekshumowane i doczekają się godnego pochówku – oto jedno z wyjątkowo dramatycznych wspomnień poetki Olgi Lalić-Krowickiej. W czasie tego exodusu miała zaledwie 15 lat.
- To było 5 sierpnia 1995 r., w pewnym momencie, a byliśmy już daleko od domu i frontu, przypomniałam sobie o naszym psie, że przecież pozostał uwiązany przy domu i postanowiłam wrócić, by go ratować. Ale wszyscy mnie od tego pomysłu odwodzili, zabronili mi wracać; pewnie dlatego żyję, przecież w tej chwili już nie było domu, wsi, szalał tylko front, więc i pies pewnie nie żył – oto jeszcze jedno z traumatycznych jej wspomnień.
Powyższe relacje w wielkiej mierze obrazują obszar jej inspiracji twórczej. Zarówno w jej poezji, jak i prozie, echa tragedii bałkańskiej przeplatają się z odniesieniami do współczesności, lecz mimo to, poetka potrafi zaoferować czytelnikowi znaczącą porcję ironii, zabawę językiem, potrafi już z polszczyzny (której uczyła się tu, ze słownikiem w ręku czytając naszych klasyków) konstruować neologizmy, potrafi skutecznie grać efektami kalamburów.
– Urodziłem się tuż po wybuchu bomby atomowej w Hiroszimie, nie znam wojny, to Pani, pani Olgo, w tak młodym wieku doświadczyła tragedii, jaką dziś zna – przynajmniej w podobnej mierze – tylko najstarsze nasze polskie pokolenie; bardzo jaskrawo i przekonująco ukazała to tragiczne doświadczenie – czy potrafi pani oderwać się kiedyś od tych wspomnień w swej twórczości? – świadomie zadał to retoryczne pytanie poeta Jan Lusznia. Z kolei poeta Ryszard Kulman, który pamięta wojny w Afryce, w której przebywał łącznie ok. 2 lat stwierdził, że tak traumatyczne doświadczenia nie mijają nigdy. Olga Lalić-Krowicka przyznała naszym pisarzom rację, jednocześnie wyznała, że jest pacyfistką, że zwłaszcza teraz, po tych przeżyciach ma przekonanie, że każde ludzkie życie jest bezcenne. Dlatego próbuje już nie pisać o tamtych latach. Czy to możliwe?
Publiczność wysłuchała kilku wierszy gościa Saloniku w wykonaniu uczniów LO w Dukli: Natalii George, Andrzeja Krajewskiego i Konrada Sikory, który na życzenie Olgi Lalić-Krowickiej zaprezentował także swoje wiersze.
Ważną dla naszej literatury jest także pasja translatorska goszczonej przez bibliotekę poetki. Wacław Turek przypominał, że tak jego, jak i wielu kolegów, w tym obecnego na spotkaniu Jana Belcika wiersze, były przez tę poetkę tłumaczone na chorwacki (zachęcała naszych autorów do współpracy). Olga Lalić-Krowicka zaprezentowała wydany w Belgradzie, oczywiście w jej tłumaczeniu, zbiór wierszy Włodzimierza Gąsiewskiego z Mielca, pisma z publikacjami jej tłumaczeń wierszy innych polskich autorów, w tym Tadeusza Różewicza i noblistów, oraz tom wierszy urodzonej w Chorwacji Vesny Miculinić-Preśnjak wydany po polsku (także przełożony przez Olgę Lalić-Krowicką).
W toku spotkania publiczność mogła obejrzeć zdjęcia z Bałkanów. – Mimo tragicznych tematów mają w sobie niesamowitą moc plastyczną – stwierdziła malarka Magdalena Wyżykowska. Autorem zdjęć jest Kamil Krowicki, prywatnie mąż poetki, absolwent prestiżowej wrocławskiej uczelni plastycznej.
Jan Tulik